niedziela, 20 października 2013

Dyrektorzy

Dawno nie pisałem, ale to dlatego, że prowadziłem intensywne badania* nad pewnym podgatunkiem ludzkim, zwanym dyrektorami. Dzisiaj wreszcie jestem gotów, aby opublikować wyniki długotrwałych badań, na które na szczęście dofinansowania z Unii nie dostałem, więc nie było pokusy zlecenia ich członkom rodziny.

Dyrektorzy to gatunek dość powszechnie występujący na ziemiach polskich. Często nazywa się ich także managerami lub kierownikami, a niekiedy nawet bardziej wulgarnie. Osobniki zazwyczaj nie płoszą się na widok człowieka, choć zdarzają się wyjątki, które wówczas kryją się w swoich norach zwanych gabinetami. Często wchodzą oni w symbiozę z sekretarkami lub asystentkami, choć niektórzy dopatrują się ich w relacjach cech pasożytnictwa. W naszej strefie klimatycznej najczęściej występują trzy rasy dyrektorów: dyrektor instytucji publicznej, dyrektor korporacyjny i dyrektor małego przedsiębiorstwa. 

Dyrektor instytucji publicznej

Występuje równie często w mniejszych miejscowościach co w metropoliach. Rozmnaża się wraz z rozrostem biurokracji, czyli praktycznie nieustannie. Jego typowa pora aktywności to od 8 do 15:30, a w piątki do 13. Podobno istnieją osobniki wykazujące aktywność przez większą część dnia. Niemal cała ich energia życiowa przeznaczana jest na utrzymywanie stanowiska. Większość osobników czuje się zagrożona zarówno z góry, jak i z dołu. Najczęściej stosowaną strategią obronną jest wykonywanie bez najmniejszego sprzeciwu dowolnych poleceń płynących z góry i niszczenie poczucia własnej wartości tych, co są na dole. Wyjątkiem są dyrektorzy z czysto politycznego nadania na wysokich stanowiskach - oni nie czują się zagrożeni, najgorsze co może ich spotkać to przeniesienie na inne stanowisko, dyrektorami być raczej nie przestaną. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby np. z dyrektora basenu stać się dyrektorem klubu piłkarskiego, a za jakiś czas pewnie dyrektorem wodociągów. Dyrektorzy ci są zazwyczaj bardzo społecznymi osobnikami - ich pozycja w stadzie zależy niemal wyłącznie od znajomości.

Koszty są dla dyrektora instytucji publicznej bardzo ważne - im coś droższe tym lepiej, bo zazwyczaj oznacza to więcej pieniędzy dla rodziny i znajomych. Z drugiej strony oszczędzanie zupełnie się nie opłaca, bo jeszcze okaże się, że można funkcjonować za mniej i w kolejnym roku pieniądze nie popłyną równie obfitym strumieniem. Rasa ta do perfekcji opanowała sztukę kamuflażu, tj. ukrywania swojej niekompetencji, choć wydaje się ona być skuteczna jedynie w stosunku do najmniej inteligentnych członków stada. Częstym sposobem kamuflażu jest tworzenie atmosfery jestem zarobiony i nikogo nie przyjmuję. Osobnik porozumiewający się swobodnie w obcym języku jest prawie tak rzadki jak kwiat paproci.

Ze względu na swój brak kompetencji jest bardzo łatwą ofiarą dla właścicieli i/lub przedstawicieli handlowych firm informatycznych. Dyrektor instytucji publicznej nie może się przyznać do niewiedzy (gdyż w jego mniemaniu grozi to rychłą utratą stanowiska), więc bez problemu da mu się wmówić, że system będzie najnowocześniejszym rozwiązaniem na rynku dzięki wykorzystaniu technologii takich jak cloud computing i GTA V (czytaj: dżi ti ej fajf). Dodaj chwytliwe hasło w rodzaju "Załatwianie spraw urzędowych jeszcze nigdy nie było tak proste" i koniecznie zdradź w tajemnicy, że wszyscy już niedługo będą wdrażać podobne rozwiązania, a on chyba nie chce pozostać w tyle. Zapewnij, że wszystko będzie nowocześnie wyglądało, grało i śpiewało, a zupełnie nie przejmuj się takimi drobiazgami jak SLA, testy akceptacyjne czy wydajnościowe. Gdy instytucja publiczna zostanie na długie tygodnie sparaliżowana przez wdrażanie systemu, właściciel firmy informatycznej już może się opalać na Karaibach za pieniądze z kontraktu.

Dyrektor korporacyjny

Rasa bardzo zróżnicowana, ale występująca jedynie w dużych skupiskach ludności. Wiele osobników obecnych na ziemiach polskich przywędrowało z innych krajów lub nawet innych kontynentów. Można wśród nich wyróżnić dyrektorów wysokiego, średniego i niskiego szczebla. Typowa pora aktywności to od 9 do 18 z przerwą na lunch, choć nie brakuje osobników aktywnych niemalże 24/7. Aktywność dyrektorów średniego szczebla nie została szczegółowo zbadana, wydaje się jednak, że polega ona głównie na przekazywaniu informacji między dyrektorami wysokiego a niskiego szczebla i uczestniczeniu w jak największej liczbie spotkań, tzw. mitingów. Istnieją nieudowodnione naukowo przypuszczenia, że wyginięcie dyrektorów średniego szczebla nie spowodowałoby absolutnie żadnych zmian w ekosystemie do którego należą.

Koszty są dla dyrektora korporacyjnego bardzo ważne - im jego dział tańszy, tym lepiej, tym większa premia dla niego. Aż dziw, że żaden jeszcze nie wpadł, że zwolnienie wszystkich pracowników zredukowałoby koszty do zera, a zanim ktoś zorientowałby się, że coś jest nie tak, upłynęłoby pewnie wystarczająco dużo czasu, żeby dostać rekordową premię. Z drugiej strony dyrektor korporacyjny jest bardzo hojny gdy wydatek można sfinansować z budżetu innego niż ten, za który on bezpośrednio odpowiada.

Wydaje się, że dyrektorzy ci każdego dnia podejmują mnóstwo ważnych decyzji. Zaskakujące jednak jest to, że w przypadku naprawdę ważnych decyzji, jak np. podwyżka dla pracownika, nie jest jasne który z nich powinien ją podjąć. Ich swoboda jest ograniczona przez procedury, które prawdopodobnie u zarania korporacyjnych dziejów zostały dane przez boga na kamiennych tablicach.

Dyrektor korporacyjny zazwyczaj ma duże kompetencje miękkie, a bywa, że twarde też. Posiada unikalną umiejętność rzucania uroku na człowieka - po rozmowie z nim zazwyczaj nabiera się niezwykłej ochoty do pracy dla dobra jego stada. Ciekawostka - są jedynymi ssakami, których kończyny górne naturalnie układają się w piramidkę.

Dyrektor małego przedsiębiorstwa

Rasa najsłabiej przeze mnie zbadana. Właściwie zbadałem tylko dyrektorów będących jednocześnie właścicielami małych przedsiębiorstw, a nie wyczerpuje to tematu. Częściej chyba występuje w małych i średnich miejscowościach, bo w dużych jest zmuszony konkurować o zasoby z dyrektorami korporacyjnymi. Wielu z nich jest aktywnych non-stop. Charakterystyczne jest to, iż uważają, że świat kręci się wokół nich - ich zdaniem studia powinny uczyć procedur obowiązujących w danej firmie, tak aby absolwent mógł od pierwszego dnia zacząć zarabiać na przedsiębiorstwo, a pracownik powinien być gotów umierać za firmę za płacę minimalną. Chętnie głoszą tezy, że aby zasłużyć na etat należy odbyć jak najwięcej bezpłatnych staży i praktyk. Zwykle gardzą korporacjami i ich dyrektorami i nie rozumieją, dlaczego zdolni pracownicy często wolą przyłączyć się do korporacyjnego stada.

Koszty są dla dyrektora małego przedsiębiorstwa bardzo ważne - istnieją teorie mówiące, że każde 100 zł wydane na pracownika pobudza u niego ośrodki w mózgu odpowiedzialne za odczuwanie bólu. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy dostanie on dofinansowanie z Unii Europejskiej - wtedy zaczyna mieć stosunek do kosztów dokładnie taki, jak dyrektor instytucji publicznej i nagle okazuje się, że pracownik, który do tej pory korzystał z przedpotopowego komputera musi mieć laptop za minimum 5 tys. zł, a do tego jeszcze najlepiej tablet.

Dyrektorzy małych przedsiębiorstw mają zazwyczaj duże kompetencje twarde, ale z miękkimi jest gorzej. Podobnie jak dyrektorzy instytucji publicznych (o czym nie wspomniałem wcześniej) uważają prawie zawsze, że wykonaliby zadanie pracownika lepiej, ale, w przeciwieństwie do tych drugich, często mają rację. Brakuje im jednak przede wszystkim znajomości technik motywacyjnych, a najczęściej przez nich stosowana to "Mam dziesięciu na twoje miejsce".

Dyrektorzy małych przedsiębiorstw potrafią doskonale funkcjonować w symbiozie z dyrektorami instytucji publicznych, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach.

* Badania prowadziłem możliwie rzetelnie na podstawie własnych doświadczeń i rozmów ze znajomymi a także stereotypów.