poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Informatyka jest kobietą

Dawno już obiecywałem wiernym czytelnikom kolejny wpis na blogu. Dodatkowo rozbudzałem nadzieję mówiąc, że mam już pomysł na temat. Ten pomysł cały czas jest, ale jakoś trudno mi się zmobilizować, żeby przelać go na "papier". Tymczasem dzisiaj w pracy przeczytałem pewien artykuł, który skłonił mnie do tego aby napisać taki oto "spontaniczny" tekst.

Artykuł ów (nie "owy" - kącik językowy musi być) wspaniale łączy dwa trendy popularne na portalu gazeta.pl, choć na innych chyba też. Trend pierwszy to przedstawianie kobiet jako biednych, zastraszonych, nieśmiałych, które na rynku pracy spotykają zgraję szczerzących kły krwiożerczych facetów, którzy tylko czekają, aby im udowodnić, że na niczym się nie znają. One przecież bardzo by chciały pracować w męskich zawodach, ale w tej sytuacji byłaby to katorga. Trend drugi to pisanie o pracy, zwłaszcza w korporacji, jako o kombinacji czynności niemalże z innego świata takich jak mitingi, projekty, kampanie, marketing, branding, case'y. To, że gdzieś jest grupa specjalistów, która wykonuje pracę naprawdę niezbędną do funkcjonowania firmy to temat, na który nie warto pisać. Zresztą jeżeli mowa o specjaliście z IT, to najlepiej o takim, który naprawia komputery i śmierdzi. 

W zasadzie można by wyróżnić trend trzeci, czyli pisanie o rzeczach, o których nie ma się pojęcia, z wykorzystaniem jednego szablonu dla dowolnego tematu, wszytko w głupawo wesołym tonie. Bez trudu artykuł można by zamienić na "10 rzeczy, które musisz wiedzieć o kobietach informatykach" i opublikować w Cosmopolitanie. Wstęp mówi o programistkach, a o kim czytamy w dalszej części artykułu? O pani, która redagowała portal o grach komputerowych, a obecnie gry promuje. Albo o innej, która ukończyła psychologię, a wcześniej pracowała przy, a jakże, "projektach i kampaniach" dla dużych firm, więc zakładam, że też niewiele programowała. Owszem, dopuszczono też jedną programistkę do głosu, ale jednak nie wysuwa się ona na pierwszy plan.

Artykuł w założeniu miał chyba przełamywać stereotypy, a tymczasem czego się dowiadujemy? Że jak kobieta dołączyła do męskiego zespołu to nauczyła kolegów utrzymywać porządek i myć naczynia. Ciekawe, czy nauczyła ich również myć się, czy to jednak robili już wcześniej. Że panie spotykają się przy kawie i cieście, że potem wychodzą do klubu. Że facetom na spotkania wstęp wzbroniony, hihi. Mam wrażenie, że dziennikarka skrzywdziła te panie, bo nie wątpię, że te spotkania są pożyteczne, a zostały przedstawione w takim sobie świetle.

Dodatkowo z artykułu można jeszcze wyciągnąć wniosek, że kobiety uwielbiają pracować z innymi kobietami. Nic tylko wzajemna pomoc, szacunek i śmianie się z siebie, zero rywalizacji (w końcu nie mają na co się pojedynkować), zero zazdrości. Na marginesie - uważam, że zazdrość to uczucie, które powinno być wyznacznikiem człowieczeństwa. Do współczucia mało kto jest zdolny, do miłości też nie wszyscy, a do zazdrości chyba tak. Zazdroszczę, więc jestem człowiekiem.

A jak jest naprawdę z tym informatyczkami? Niestety zdecydowana większość kobiet nie będzie nigdy dobrymi informatykami, tak jak i zdecydowana większość mężczyzn nimi nie będzie. Dotyczy to też wielu innych zawodów, bo istnieje coś takiego jak wrodzony talent. Po prostu, jeżeli ktoś miał w gimnazjum z matmy "mocną czwórkę" to nigdy nie będzie dobrym informatykiem, choćby bardzo chciał i się starał. Tak samo jak nigdy dobrym muzykiem nie zostanie ktoś, kto nie potrafi czysto zaśpiewać "Sto lat".

Jeżeli jednak kobieta pomimo niezliczonych przeszkód zdecyduje się zostać informatykiem, to chyba nigdy nie będzie tej decyzji żałować. Każda firma ją chętnie zatrudni, o ile tylko będzie spełniać podstawowe wymagania (90-60-90). Koleżance każdy chętnie pomoże. Koledze też się pomaga, ale jakoś tak bez entuzjazmu. Dlaczego zatem nawet te dziewczyny, które mają odpowiednie zdolności często wybierają inne kierunki niż informatyka? Mam nadzieję, że nikomu świat się nie zawali, gdy odkryję nagą prawdę: często uważają informatykę za nudną. Jeżeli jest to świadoma decyzja: "Wybiorę kierunek studiów, który mnie naprawdę interesuje, licząc się z tym, że nie będę miała lekko na rynku pracy", to szanuję ją bardziej niż swoją: "Nie ma jednej dziedziny, która by mnie szczególnie interesowała, więc wybiorę tę, która pozwoli dobrze zarabiać".