niedziela, 30 grudnia 2012

Z pamiętnika książek czytelnika

Powracam tematem neutralnym, na który już dawno chciałem coś napisać. Jak to jest z tymi książkami? Niektórzy starają się wmówić nam, że czytanie książek jest modne, stąd akcje typu "Nie czytasz, nie idę z tobą do łóżka" albo coś o tym, że książki gryzą i "Nie czytaj, bo jeszcze komuś zaimponujesz". Niestety, zaimponować oczytaniem można tylko innej oczytanej osobie, więc takie akcje raczej niewiele dają, czytający dalej będą się kisić we własnym sosie, a nieczytający przecież nie przeczytają jakiejś książki po to, żeby zaimponować tym czytającym. Ktoś jednak pieniądze za kampanię społeczną wziął, więc podstawowy cel został zrealizowany.

Według mnie zachęcić do czytania można tylko poprzez danie nieczytającemu do ręki książki, którą się dobrze czyta. Uważam, że powinno to być podstawowe kryterium doboru lektur, przynajmniej w szkole podstawowej i gimnazjum a nie: "czy książka prezentuje godne naśladowania postawy moralne?", "czy została napisana przez wybitnego polskiego autora?", "czy nasi rodzice, dziadkowie się na niej wychowali?". Na szczęście od czasu do czasu jakaś "dobrze czytająca się" książka ("Harry Potter", "Kod Leonarda Da Vinci", "Cień Wiatru", być może też "Zmierzch") zdobędzie dużą popularność i jest szansa, że ktoś zachęcony przyjemną lekturą zacznie częściej bywać w bibliotece. Wiem to z autopsji. O ile w szkole podstawowej czytałem niemało, to w gimnazjum było z tym gorzej (okres buntu, wiadomo). Jakoś na przełomie gimnazjum i liceum trafił się "Kod Leonarda Da Vinci" i choć z perspektywy czasu nie oceniam tego jako rewelacyjną książkę, a wręcz uważam, że Dan Brown nieraz prymitywnie kpi sobie z czytelnika, to jednak zachęcony "Kodem" sięgnąłem też po inne książki i siłą rozpędu jadę do dzisiaj.

Tyle o społecznym zjawisku czytelnictwa, teraz będzie o moich doświadczeniach. Najgorsze pytanie, jakie można zadać na temat książki, to: "O czym ona jest?". W przypadku dobrych książek bardzo rzadko można na nie odpowiedzieć. "Drwal" Witkowskiego jest o wycieczce na Pomorze Zachodnie? "Cień wiatru" o miłości i prowadzeniu księgarni? "Mistrz i Małgorzata" o wizycie diabła w Moskwie? "Paragraf 22" o życiu żołnierzy na froncie? "Chłopiec z latawcem" o chłopcu z latawcem? Książki Pilcha są o niczym? Inne złe pytanie to: "czy podoba ci się ta książka?" zadane, gdy jestem w trakcie czytania. Nie powinno się oceniać książki, gdy nie znasz jej zakończenia, nauczyłem się tego przy "Aniołach i demonach" wspomnianego już autora. Inny przykład to "Kronika ptaka nakręcacza" Murakamiego, uznawana za "jego największe osiągnięcie pisarskie", jak głosi napis na okładkach polskich wydań jego książek. Nie ma to jak pootwierać mnóstwo interesujących wątków i żadnego sensownie nie zakończyć. W zasadzie powinien usunąć kilkadziesiąt ostatnich stron i zamiast nich dać tylko napis "ZBRUKANA, ZBRUKANA, ZBRUKANA!". Byłoby jeszcze bardziej magicznie i tajemniczo.

Murakamiemu trzeba jednak oddać, że jak już zacząłem jakąś jego książkę, to przeczytałem do końca, choć nieraz gość mnie wkurzał. A już "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" to klasyczny przykład czegoś, co nigdy nie zostałoby wydane, gdyby autor nie miał znanego nazwiska. Nie brakuje jednak książek, które zdobyły uznanie czy to krytyki, czy nawet czytelników, a jednak nie byłem w stanie przez nie przebrnąć. Wymieńmy kilka:
  • "Władca pierścieni" - szacun dla autora, że stworzył wyjątkowy świat, że napisał coś oryginalnego itd. Jednak napotykamy tu problem, który dotyczy całej fantastyki. Nie ma tutaj żadnych granic, więc co chwila są sytuacje takie, że dobrzy bohaterowie już konają, już walkirie po nich lecą, a tu nagle czarodziej resztkami sił rzuca pradawny czar, który przechyla szalę zwycięstwa na drugą stronę. Czarodziej wycieńczony umiera, ale szef czarodziejów go wskrzesza, jednocześnie zło niby pokonane, ale za sprawą smoka się odradza itd. Po jednej z tego typu akcji w wykonaniu Gandalfa przestałem czytać, gdzieś w połowie "Dwóch wież".
  • "Potop" - niestety fortele Zagłoby chyba już na niewielu robią wrażenie, a to, co w XIX wieku było zapewne barwnym, żywym językiem obecnie jest czymś niestrawnym, co istotnie utrudnia czytanie. Zapewniam jednak, że jeżeli kiedyś zdecyduje się na karierę w polityce, to wcześniej przeczytam trylogię od deski do deski, inaczej przeciwnicy polityczni mnie zjedzą.
  • "Fima" Amosa Oza - już kiedyś cytowałem fragment tej zacnej książki, ale nie powstrzymam się, żeby tego nie powtórzyć: 
Zacisnął obie dłonie na swoim stwardniałym członku, niby złodziej wspinający się po rynnie, choć - zaśmiał się w duchu - przypominał bardziej tonącego usiłującego przytrzymać się trzciny. Ale zmęczenie było silniejsze od pożądania i Fima dał sobie spokój. Zasnął. Na dworze padało coraz bardziej. 

Inną książkę tego autora ("Poznać kobietę") przeczytałem do końca, choć sam nie wiem dlaczego. Na podstawie tych dwóch książek stwierdzam, że pisze on w stylu: 

Zrobił sobie kawę, lecz mu nie smakowała. Wicher strącał z drzew pierwsze pożółkłe liście. Postanowił, że teraz porozmawia z żoną. Uchylił drzwi do sypialni, ona jednak spała oddychając miarowo i mógł dostrzec falowanie jej niegdyś kształtnych piersi pod nocną koszulą. Zniechęcony, zdjął brudne skarpety i wsunął się pod kołdrę.

W połączeniu z opisami jakie znajdziemy przy chyba każdej jego książce ("wnikliwe studium psychologiczne" cośtam, cośtam) można oczywiście przypisać bardzo wiele znaczeń do takich zdań (przemijanie symbolizowane przez pożółkłe liście i niegdyś kształtne piersi, obojętność wyrażona przez niedbanie o higienę), a prawda jest taka, że napisałem je w minutę bez głębszego zastanowienia i sądzę, że tak samo robi (Czarnoksiężnik z krainy) Oz. Gość podobno od paru lat jest jednym z najpoważniejszych kandydatów do Nagrody Nobla. Jeżeli ją dostanie, będzie to dla mnie dowód na istnienie wszechmocnego żydowskiego lobby.
  • "Śnieg" Orhana Pamuka, jak już o Noblach mowa. Skoro po jakichś 150 stronach ani nie byłem zaciekawiony akcją, ani nie poszerzyłem swojej wiedzy o tureckiej kulturze, to nie było sensu czytać dalej. Nawet mnie nie interesuje, czy Ka w końcu przespał się z Ipek (imiona są najciekawszą rzeczą w tej książce). Być może jednak skuszę się na inne dzieło tego autora, bo opisy ich brzmią zachęcająco (choć przy "Śniegu" też brzmiały). Problem tylko jest taki, że gość najwyraźniej uznaje za dyshonor napisanie książki, która ma mniej niż 0,5 kilostrony (podobnie jak John Irving, ale z nim pierwsze spotkanie było bez porównania ciekawsze).
  • "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną" - co to w ogóle jest? Jakiś Silny, jakaś amfa, jakieś laski, bez ładu i składu. A że niby język taki cudowny, oryginalny? Być może oryginalny, ale przede wszystkim sztuczny. Tylko jakiemuś oderwanemu od życia krytykowi może się wydawać, że tak mówią ludzie z blokowiska.
Można by jeszcze znaleźć parę przykładów takich książek, jak również takich, które powinny się znaleźć w tej grupie, ale z jakichś niezrozumiałych powodów je przeczytałem. Jeszcze więcej pewnie można by znaleźć książek dobrych, ale przecież nie o nich chciałem pisać. Na koniec, zachęcam wszystkich do czytania książek. Może pewnego dnia zaczniecie imponować laskom oczytaniem, tak jak ja to robię każdego dnia.