niedziela, 15 lipca 2012

Z pamiętnika korporacji pracownika

Ogłaszam oficjalnie to, co niektórzy już wiedzą: zaprzedałem duszę korporacjom. Ogólnie całkiem mi się podoba (zresztą nie mógłbym napisać nic innego, bo na pewno już wiedzą o moim blogu) i nie zamierzam przenosić się do małej firmy o rodzinnej atmosferze ani do dynamicznie rozwijającego się start-upu. Niemniej jednak, parę rzeczy wydaje mi się co najmniej dziwnych. Ciekawe, czy po paru latach dalej mnie będą dziwić, czy też skutecznie mi mózg wypiorą.

Trafiłem do firmy, w której językiem urzędowym jest niemiecki. Dokumentacja techniczna i nietechniczna, oficjalne maile, prezentacje na różne tematy - to wszystko pisane jest w języku Goethego i SS. Natomiast pracownicy porozumiewają się, przynajmniej na tematy związane z pracą, w przedziwnej mieszance polskiego i niemieckiego. Dlatego pobieram dane z Datenbanku (a po niemiecku brzmi to równie uroczo - Daten fetchen). Dostaję Hinweisy. Pewne rzeczy są Nachfolgerami innych. A co tam właściwie robię? Oczywiście entwickluję Software. W odróżnieniu od wielu innych firm, w których software się developuje.

W firmowym intranecie można przeczytać w języku pełnym umlautów różne newsy z życia firmy. Ze względu na atrakcyjne zdjęcie zainteresował mnie wywiad z panią o słowiańsko brzmiącym nazwisku, która jednak, ku mojemu rozczarowaniu, nie pracowała w Polsce, a w Kolonii. Nie jestem pewien, czy ta laska w ogóle istnieje, bo sztuczność tego wywiadu przekraczała wszelkie granicę. Podobno była praktykantką w dziale HR. Najbardziej podobał mi się następujący fragment:

- Dokończ zdanie: "Gdybym została milionerką to ..."
- Nadal bym pracowała!

Ależ oczywiście! Przecież tylko pracując człowiek może czuć się spełniony i sytuacja majątkowa nie ma tu nic do rzeczy, nie pracuje się dla wynagrodzenia. Przy okazji, posłuchajcie dobrej rady: jeżeli na rozmowie kwalifikacyjnej padnie pytanie o największą wadę, idealny kandydat powinien odpowiedzieć: "Czasami za dużo pracuję i cierpi na tym moje życie rodzinne". Wracając do wywiadu, padło też pytanie o to, dlaczego dziewczyna zdecydowała się w tej korporacji pracować. Odpowiedź przytoczę po niemiecku, bo nie czuję się na siłach jej tłumaczyć:

- Weil die Projektarbeit Spass mir macht.

W ten sposób gładko przechodzimy do kolejnego tematu, który chciałbym poruszyć. Wszechobecne projekty! Według mnie, nad projektem może pracować architekt, konstruktor, informatyk nawet też, ale specjalistka ds. HR (daw. kadrowa)? Jaki tam może być projekt? Projekt "rekrutacja kandydata", projekt "naliczanie premii"? Projekty artystyczne są już powszechne, w korporacjach chyba wszyscy pracują nad projektami. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo kucharz będzie przyrządzał projekt "schabowy z ziemniakami", nauczyciel prowadził projekt "lekcja w 2c", a ksiądz odprawiał projekt "msza wieczorna nr ref. 12/555".

Fascynujący jest też sposób, w jaki rozmawia się o zarobkach. Już na rozmowie kwalifikacyjnej pada pytanie (chyba zawsze w takiej formie): "Jakie są Pana oczekiwania finansowe?" Miałbym ochotę odpowiedzieć: "Stopy pójdą w górę, a na giełdzie będzie korekta". Tym niemniej, prawidłową odpowiedzią jest kwota. Ciekawe tylko na jakiej podstawie mamy ją podać, skoro zarobki (o, przepraszam, "gratyfikacja finansowa") wszędzie są tajne. Wmówiono nam, że tajne być powinny, choć np. w Anglii przy większości ogłoszeń jest podawany przedział, w jakim będą się mieścić zarobki osoby na danym stanowisku. Nie ukrywam, że gdy ktoś mi mówi, że znalazł pracę to najbardziej interesuje mnie ile tam będzie zarabiał, a nie czy będzie pracował w międzynarodowym zespole (bo na pewno będzie). Boję się jednak o to pytać, żeby nie wyjść na wścibskiego prymitywa niezdolnego do czerpania satysfakcji z rzeczy niematerialnych.

Podsumowując, apeluję do przyszłych i obecnych pracowników korporacji o zachowanie zdrowego rozsądku. Większość tych pięknych zagranicznych zwrotów można zastąpić polskimi, a jak już się nie da, to dodanie swojskiej końcówki raczej nie zapewni nam tytułu Mistrza Mowy Polskiej. A mimo że pieniądze szczęścia nie dają, że dżentelmeni o nich nie rozmawiają i że rzadko mogą kogoś wybawić od śmierci (niezastąpiony Paulo Coelho), to pracujemy właśnie po to, aby je mieć (Paulo, Haruki: pozwalam wam użyć tej sentencji). Co napisawszy, szykuję się do spania, aby mieć siłę na kolejny tydzień pełen rozwijającej pracy nad projektami i interesujących Herausforderungów.