czwartek, 5 kwietnia 2012

Moje z Kościołem przygody

Nie będzie słowa o Funduszu Kościelnym, o 0,3% podatku, o aferach takich czy innych, ale po prostu przedstawię trzy moje przygody. Wybór absolutnie subiektywny, przestrzegam przed wyciąganiem daleko idących wniosków, ale historie są autentyczne, a nie zmanipulowane przez Gazetę Wyborczą.

Przygoda I

Działo się to niemal dokładnie rok temu podczas mszy rezurekcyjnej. Kazanie wygłaszał ksiądz, który przygotowywał mnie do bierzmowania, o którym miałem bardzo dobre zdanie - potrafił rozmawiać inteligentnie z młodymi ludźmi, z poczuciem humoru, bez zbędnego patosu itd. Tymczasem okazało się, że ma też drugie oblicze. Kazanie po pierwsze było bardzo długie (co do niego niepodobne), ale, co gorsze, ksiądz bez przerwy uderzał w moherowe tony. Niestety wtedy jeszcze nie myślałem o prowadzeniu bloga, więc nie zanotowałem wszystkiego. Zapamiętałem tylko to, co mnie najbardziej zszokowało. Powiedział coś takiego: 

Rok 2011 został ogłoszony przez sejm rokiem o. Maksymiliana Marii Kolbego, ale także rokiem Czesława Miłosza i Marii Skłodowskiej-Curie. Należy sobie zadać pytanie, czy aby słusznie oni zostali w ten sposób uhonorowani. Ja, jako katolik, nie mogę się zgodzić ze słowami wiersza tak charakterystycznego dla twórczości Miłosza, "Który skrzywdziłeś człowieka prostego", którego ostatnia strofa mówi, że samobójstwo jest najlepszym wyjściem z sytuacji [...]
  
Polecam zapoznać się z tym wierszem. Nie jest długi ani, według mnie, trudny w interpretacji. Dodajmy, że został napisany pięć lat po zakończeniu II wojny światowej. Nie wiem naprawdę, jak można uznać, że jest on niechrześcijańską zachętą do samobójstwa. Chyba tylko wtedy, gdy na siłę chce się udowodnić, że Miłosz wcale nie był taki fajny. Z poetą poszło całkiem łatwo, w końcu trochę wierszy napisał, więc prawdopodobieństwo znalezienia czegoś antychrześcijańskiego było duże. Tylko co z panią Marią?

Należy się zastanowić, czy jej badania nad promieniotwórczością przyniosły ludzkości więcej pożytku czy szkody. Może lepiej byłoby, gdyby promieniotwórczość nigdy nie została odkryta?

Pewnie, a może lepiej byłoby, gdyby koło nigdy nie zostało wynalezione? Nie byłoby wypadków samochodowych, pojazdów wojskowych, broni automatycznej i tylu innych źródeł zła. A tak naprawdę, gdyby Maria Skłodowska-Curie nie wykonała swoich badań, z pewnością dokonałby tego ktoś inny. Jest jednak duża szansa, że nie byłby to Polak i wtedy moglibyśmy się zająć tym, co tak lubimy, czyli gloryfikowaniem męczenników (żeby było jasne: akurat o. Kolbego szczerze podziwiam). Po zakończeniu kazania pod ołtarzem rozległy się gromkie (miejmy nadzieję, że spontaniczne) brawa.

Przygoda II

Zdarzyło mi się uczestniczyć w evencie o nazwie "XXVII Ogólnopolskie Forum Młodych" na Papieskim Wydziale Teologicznym. Dobrze, że przy wejściu nie pytano mnie o to, z jakich mediów czerpię informacje, bo wtedy pewnie by mnie nie wpuszczono. Forum rozpoczął pewien biskup bardzo krótką wypowiedzią, do której wyraźnie się nie przygotował ale pamiętał o tym, żeby skrytykować Gazetę Wyborczą. Dłużej natomiast przemawiały trzy osoby: pewien ksiądz doktor, który chyba uznał, że jego ziemską misją jest usunięcie Nergala z telewizji (a i Gazecie Wyborczej się dostało), dziennikarka, która mówiła, że są media katolickie, które starają się obiektywnie przedstawiać rzeczywistość i inne media (zwłaszcza Gazeta Wyborcza), które często nie są obiektywne oraz p. Franciszek Kucharczak, redaktor "Gościa Niedzielnego", który mówił o różnych sprawach naprawdę ciekawie (o ile dobrze pamiętam, wspomniał też o wrogich mediach, ale nazwa "Gazeta Wyborcza" nie padła). Mówił m. in. o osobach, których nazywa "katolikami-ale", czyli takimi, które mówią np. "Jestem katolikiem, ale stosuję antykoncepcję", czyli nie akceptują nauki Kościoła w całości i przez to nie powinni się nazywać katolikami. Jako że wydał się on dość otwarty na dialog (bo obawiam się, że ksiądz doktor rzuciłby na mnie klątwę, gdybym tylko spróbował skrytykować jego postawę względem pana Nergala), napisałem do niego maila:

[...] Przykładem "katolika-ale" może być ktoś, kto mówi: "Jestem katolikiem, ale nie uważam zapłodnienia in vitro za grzech". Cofając się w czasie o kilkaset (choć wystarczy kilkadziesiąt) lat, można sobie wyobrazić "katolika-ale" z przeszłości, który mówi: "Jestem katolikiem, ale czytam księgi znajdujące się w Indeksie Ksiąg Zakazanych". Stanowisko Kościoła w tej kwestii się zmieniło i obecnie czytanie tych dzieł nie jest już potępiane. Wobec tego chciałbym zapytać, jak z dzisiejszej perspektywy oceniamy postawę człowieka, który żył kilkaset lat temu, starając się postępować zgodnie z nauką Kościoła, a jedynym jego grzechem było czytanie ksiąg, które wtedy były zakazane. I czy dopuszcza Pan do siebie myśl, że w przyszłości Kościół zmieni stanowisko w sprawie np. zapłodnienia metodą in vitro i czy oznaczałoby to przyznanie racji współczesnym nam "katolikom-ale"?

Przede wszystkim podkreślę, że mam do p. Kucharczaka ogromny szacunek, bo udzielił mi dość obszernej odpowiedzi w sobotę wieczorem, nie miał w tym żadnego interesu, kierowała nim szczera chęć wyjaśnienia wątpliwości nieznajomego grzesznika. Oto najistotniejszy fragment odpowiedzi:

[...] Ma Pan rację, że pewne zarządzenia Kościoła ulegały zmianom, podkreślam jednak słowo "zarządzenia", bo to coś innego niż nauka Kościoła w ścisłym sensie. [...] Przywołuje Pan indeks ksiąg zakazanych. To klasyczny przykład ZARZĄDZENIA o charakterze dyscyplinarnym. Kościół występował w charakterze rodzica, który chroni swoje dzieci przed treściami, które mogłyby im zaszkodzić. Skądinąd słusznie, bo książki na indeksie z reguły rzeczywiście były szkodliwe dla życia duchowego chrześcijan. Jeśli dziś nie ma indeksu, to nie dlatego, że on był zły, ale dlatego, że dziś by się nie sprawdził. Dziś ludzie nie chcą być "dziećmi" Kościoła i sami chcą oceniać, co jest dla nich dobre, a co złe. To zrozumiałe, ale wcale nie znaczy, że korzystne. Oczywiście na indeksie bywały też książki, które nie powinny były się tam znaleźć. Niemniej, gdy indeks obowiązywał, należało się do niego stosować. Można było uzasadniać potrzebę jego zniesienia, używając argumentów, ale do czasu obowiązywania, należało zarządzenia przestrzegać. Proszę pamiętać, co powiedział Jezus Piotrowi: "Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie". Nie znaczy to, że wszelkie "związywanie" zawsze musi być idealnie trafione, tak jak zarządzenia rodziców nie zawsze są trafione. Zawsze jednak należy ich słuchać. Jeśli dziecko robi to w duchu posłuszeństwa, dobrze na tym wychodzi. Takie rzeczy jednak, jak stosunek Kościoła do in vitro czy antykoncepcji to co innego. To nie są zarządzenia. To wynika z ducha Ewangelii, a tym samym Kościół nie może nauczać inaczej. [...]

Wątpliwości jednak pozostały albo wręcz pojawiły się nowe. Po pierwsze, Indeks został zniesiony po prostu dlatego, że praktycznie nikt się do niego nie stosował, ludzie jak gdyby nigdy nic czytali księgi zakazane (może nawet lepiej smakowały) i był powszechnie krytykowany (a trudno sobie wyobrazić krytykę bez złamania zakazu). Gdyby katolicy rzeczywiście pokornie słuchali zarządzeń Kościoła, Indeks obowiązywałby dzisiaj w najlepsze. Po drugie, gdzie jest granica między zarządzeniami a nauką w ścisłym sensie? Nigdy żaden ksiądz mi nie powiedział: "Nie rób na razie tego i tego, ale właściwie jest to tylko zarządzenie, więc niedługo może się zmienić". Po trzecie, mimo wszystko jestem przekonany, że prędzej czy później Kościół zmieni zdanie na temat zapłodnienia metodą in vitro. Z tego samego powodu, dla którego zniesiono Indeks Ksiąg Zakazanych. Akceptacja in vitro wśród katolików będzie tak powszechna, że Watykan będzie musiał się ugiąć.

Przygoda III

Parę tygodni temu moją parafię odwiedził wicedyrektor Radia Rodzina, Janusz Telejko. Zamiast kazania on właśnie, jak to określił ksiądz, "dał świadectwo wiary". Całkiem dobrze się go słuchało, wydał mi się inteligentnym człowiekiem, więc zupełnie nie mogę się pogodzić z dwiema jego figurami retorycznymi.

W Polsce trwa dyskusja na temat tego, czy krzyż powinien wisieć w miejscach publicznych. A jak jest w Wielkiej Brytanii? Tam krzyż wisi w każdym urzędzie, do urzędu przychodzi muzułmanin czy ateista i nikomu to nie przeszkadza. Krzyż wisi, bo tego chce Królowa, która jest głową Kościoła i nikt się temu nie sprzeciwia.

Nie wiem czy te krzyże naprawdę wiszą, ale gdy to usłyszałem coś (pewnie Szatan) kazało mi sprawdzić pewną rzecz jak tylko wrócę do domu. Nie myliłem się. Aborcja w Wielkiej Brytanii jest legalna. Czyżby tego chciała ta sama Królowa, która życzy sobie krzyży w miejscach publicznych?

Spójrzmy na to co się dzieje w Unii Europejskiej. Zapomniano tam o chrześcijańskich korzeniach Europy, w preambule konstytucji nie znalazło się odwołanie do Boga. I co teraz mamy? Mamy kryzys Euro...

Wyjątkowo zostawię tę wypowiedź bez komentarza.

Wnioski

Wszystkich trzech panów cytowanych przeze mnie uważam za inteligentnych. Nie wierzę, żeby mogli oni nie wiedzieć, że aborcja w Wielkiej Brytanii jest legalna, albo co Miłosz chciał przekazać swoim wierszem. Niewiedzę czy wrodzoną głupotę chyba prędzej jestem w stanie wybaczyć niż takie świadome pójście po linii najmniejszego oporu (nie "najmniejszej linii oporu"). Dużo łatwiej jest trafić do moherowego audytorium, które może uwierzyć, że kryzys euro jest karą boską niż do ludzi bardziej wymagających. Niestety odnoszę wrażenie, że wielu przedstawicieli Kościoła tęskni do czasów, kiedy duszpasterz prowadził ciemny lud i cokolwiek powiedział, było święte (p. Kucharczak napisał to niemal wprost). Nikt nie odważył się go skrytykować, bo i niby na jakiej podstawie, skoro prawie nikt nie umiał czytać. Nie da się ochronić człowieka przed kontaktem ze złem, chodzi o to, aby człowiek, wiedząc, że może pójść dobrą lub złą drogą, wybierał świadomie tę pierwszą (ja np. przeczytałem trzy pierwsze tomy "Harrego Pottera", ale kolejnych już nie). Czasami niestety mam wrażenie, że polskiemu Kościołowi bliżej jest do ks. Natanka niż do abp. Życińskiego czy ks. Bonieckiego. No nic, nagrzeszyłem trochę w tym poście pisanym w Wielkim Poście (gra słów niestety nie moja), więc na koniec jeszcze grzech pychy - są msze dla dzieci, młodzieży, żołnierzy itd. Może by tak zacząć odprawiać msze dla inteligentnych?